sobota, 8 sierpnia 2015

7.

Annika
   — Gdzie ty tu widzisz przejście? Przecież tu nic nie ma — powiedziałam, mrużąc oczy. Słońce  bezlitośnie świeciło mi w twarz. Seth chwycił mnie za ramiona. Przeszedł mnie dreszcz, ponieważ mój towarzysz miał zimną skórę. Ponadto ranek nie należał do najcieplejszych. Otuliłam się mocniej swetrem.
   Seth pociągnął mnie za rękę w miejsce, gdzie sam wcześniej stał. Moje stopy znajdowały się na krawędzi muru. Bałam się, że spadnę, ale miałam zaufanie do chłopaka.
   — Nie… — nagle urwałam i otworzyłam szeroko oczy.
   Zauważyłam. Okienko wycięte w powietrzu, jakby ktoś zawiesił tam obraz bez ramy. Przedstawiało ceglane ściany z zawieszonymi na nich pochodniami, kraty i dwóch śpiących strażników. Scena była jak żywa. Odniosłam wrażenie, że jeden z wartowników zaraz poruszy się i mruknie przez sen. I  rzeczywiście tak się stało. Mężczyzna obrócił głowę w drugą stronę.
   — Co…? Ale… Dlaczego…? — wyjąkałam. Byłam jednocześnie przerażona i zaintrygowana.
   — To jest przejście do innego świata — oznajmił Seth teatralnym szeptem tuż przy moim uchu.
   — Seth! Ja pytam na poważnie.
   Odwróciłam się przodem do chłopaka. Kilka centymetrów za mną kończył się mur. Znajdowała się tam szeroka na metr albo i więcej szeroka rozpadlina, która dzieliła mnie od portalu. Gdybym spadła, niechybnie złamałabym którąś kończynę. Ewentualnie kark.
   Seth miał nieodgadniony wyraz twarzy, jednak w jego złotych oczach czaiły się iskierki wesołości.
   — Ja też jestem poważny.
   — Co się stanie, jeśli przejdziemy? — spytałam.
   — Prawdopodobnie będziemy tam — Wskazał na portal. — A nie będzie nas tutaj. Chyba że zamierzasz utknąć gdzieś pomiędzy.
   — Seth! — syknęłam. Nie było mi do śmiechu. — Pytałam, czy to może mieć jakieś konsekwencje.
   — Konsekwencje? Oczywiście, że to ma swoją cenę. Za darmo umarło.
   — Co masz na myśli mówiąc „cenę"? — zmarszczyłam brwi. Lubiłam ryzyko, ale bez przesady.
   — Zawroty głowy. Omdlenia. Mdłości. Słabość. W najlepszym wypadku. Może się skończyć na wypluciu wnętrzności, ale to mało prawdopodone.
   Pocieszające. Prychnęłam w duchu, żałując, że w ogóle tu z nim przyszłam.
   — Skąd wiesz? Podróżowałeś już przez portal?
   — Jesteś strasznie dociekliwa, wiesz? Wskakujemy?
   Odwróciłam się do portalu. Wzięłam głęboki wdech.
   — Wskakujemy — potwierdziłam.
   Seth złapał mnie za rękę i pociągnął do krawędzi. Momentalnie podskoczyła mi adrenalina. Miałam nadzieję, że do tego drugiego świata dotrzemy w jednym kawałku.
   Chłopiec przez chwilę wydawał się być półprzezroczysty niczym duch. Byłam gotowa pomyśleć, że tak jest, ale wciąż czułam jego dłoń zaciśniętą na mojej. Ciekawe, czy ja też jestem przezroczysta? Spojrzałam na siebie, ale wszystko było w porządku. Zrobiło mi się niedobrze. Zamknęłam oczy.
   W jednej chwili byłam w zalanym słońcem Londynie, pośród czystego powietrza niosącego zapach poranka; w następnej poczułam zapach ziemi, piwa i ludzkiego potu. Usłyszałam chrapanie strażników i cichutkie jęki.
   Wylądowałam na Secie. Moja twarz wtulała się w jego koszulę. Kiedy to sobie uświadomiłam, czym prędzej zeszłam z niego i usiadłam obok, aby ten mógł spokojnie wstać. Otrzepawszy się z kurzu wymamrotałam ledwo słyszalne „przepraszam". Seth uśmiechnął się, a ja na chwilę zapomniałam o wirującym we wszystkie strony żołądku.
   Zaczęło mi się kręcić w głowie i poczułam, że zaraz zabraknie mi powietrza.
   — Wsadź głowę między kolana i oddychaj głęboko — poradził Seth. Zrobiłam, co kazał i powoli dolegliwości minęły. Chłopiec bacznie mnie obserwował.
   — Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? — spytał zaniepokojony.
   — Tak, już wszystko okej — powiedziałam. — Gdzie jesteśmy?
   Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Trzy solidne ceglane ściany i krata, za którą znajdował się korytarz. Na prawo od najbliższej pochodni spali dwaj strażnicy. Zupełnie jak przed chwilą w moim świecie. Spojrzałam w miejsce, skąd wypadliśmy. Znajdował się tam na wpół zrujnowany budynek, na którego piętrze stałam jeszcze pięć minut temu.
   — Podejrzewam, że w jakimś średniowiecznym zamku, w którym cuchnie. Konkretnie w lochach. Jesteśmy zamknięci w jednym z nich.
   Spojrzałam mu w oczy.
   — Seth… Nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie — powiedziałam, przekrzywiając trochę głowę. — Podróżowałeś kiedyś w ten sposób?
   Mój towarzysz westchnął.
   — Nie dasz mi spokoju, dopóki ci nie odpowiem — To było stwierdzenie, nie pytanie.
   Znaliśmy się zaledwie kilkanaście godzin, ale, nie wiem jak i dlaczego, czułam, że Seth jest mi bliski. Jego marzeniem jest pokonanie Wielkiego Potwora. Podobnie jak moim. Chłopiec nie bał się ze mną rozmawiać, miał takie samo poczucie humoru. Był moją bratnią duszą.
   Przytaknęłam.
   — Opowiem ci innym razem — obiecał.
   — Przysięgasz?
   — Przysięgam.
   — Na co przysięgasz?
   — Na co tylko zechcesz — uśmiechnął się lekko.
   — Na wszystko, co dla ciebie ważne — powiedziałam.
   — Więc przysięgam na wszystko, co dla mnie ważne. Przysięgam na mojego dziadka, na magię i na portal.
   — Dobrze, niech ci będzie.
   — Wrócimy do tego wieczorem — powiedział. Wstał z klęczek i wyciągnął do mnie rękę. — Mamy tu coś do roboty. Pospieszmy się, dziewczynka nie może dłużej czekać, bo zostanie z niej krwawa miazga.
   Dziewczynka? W takim razie trzeba przyspieszyć. Życie innych osób jest dla mnie ważniejsze od mojego. Kiedy wiem, że mogę zapobiec czemuś okropnemu, jestem gotowa poświęcić życie. Taka już jestem, niby wredna i okropna, ale jednak mam więcej serca niż okazuję.
   Poderwałam się na nogi nie zwracając uwagi na Setha. Podeszłam do kraty. Zamek był zamknięty i przerdzawiony, zresztą jak wszystkie metale w lochach.
   — Jest zamknięte — obwieściłam.
   — To dla nas żaden problem — powiedział łowca i uśmiechnął się szeroko. Wyciągnął rękę.
   — Przecież nie możemy zbudzić strażników i tak po prosto poprosić, żeby nas wypuścili.
   — Wiem. Zamierzam to zrobić z małą pomocą. Odsuń się z łaski swojej.
   Posłusznie stanęłam obok niego i przyglądałam się jego poczynaniom. Dotknął zamknięcia, a te samo z siebie się otworzyło, choć dałabym głowę, że jeszcze przed chwilą było zamknięte na cztery spusty.
   Krata skrzypnęła i otworzyła się na zewnątrz.
   — Jak to zrobiłeś?
   Wzruszył ramionami.
   — Potrafię otwierać zamki, okna, puszki… Taka tam sztuczka.
   Zerknęłam za siebie. Portal był doskonale widoczny. Słońce świeciło po tamtej stronie, a tutaj było ciemno jak w grobie.
   — A portal? Nikt go nie zobaczy? — spytałam.
   — Nie damy rady go ukryć. Chodźmy.
   Po chwili dowiedziałam się, dlaczego w lochach panował taki smród. Śpiący strażnicy chyba nie mieli pojęcia o higienie.
   — To wampiry — szepnął ledwo słyszalnie Seth. Nigdy nie słyszałam o takich istotach. Miałam nadzieję, że nas nie zeżrą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz